Bielenda Kokos i Aloes – Jesienna pielęgnacja

Bielenda Kokos i Aloes

W listopadzie dni robią się coraz zimniejsze. Cera potrzebuje więcej ochrony, ale nie jest to jeszcze moment na tłuste kremy. Wtedy wkracza Bielenda Kokos i Aloes – mój jesienny pewniak.


Dlaczego akurat Bielenda Kokos i Aloes?


Przyznam, że sama bym tego kremu nigdy nie kupiła. Nigdy nie przepadałam za Bielendą i nie kojarzyła mi się dobrze. Ten krem dostałam kiedyś od przyjaciółki, bo jej się nie sprawdził.

Zanim go przetestowałam minęło trochę czasu, bo było mi do niego bardzo nie po drodze. Stał na półce, a ja udawałam, że go nie widzę (przecież miałam swój ideał z Yves Rocher). W końcu spróbowałam, bo zaczęłam się bać, że straci termin ważności. I… już przy nim zostałam. W pierwszym momencie oczarował mnie zapach, a dopiero potem zaczęłam zwracać uwagę na to jak działa.

Dobrze zatrzymuje wodę

Celowo napisałam zatrzymuje wodę zamiast nawilża. Kremy nawilżające co do zasady nie nawilżają. Ich funkcja sprowadza się do zatrzymywania wody, którą cera traci w ciągu dnia. I to Bielendzie wychodzi całkiem nieźle. Cera po użyciu kremu jest jędrna, a przesuszone obszary znikają.

Pięknie pachnie

Nie mam najlepszego nosa do rozpoznawania zapachów (ach, te wieczne problemy z zatokami…). Nie dość, że wyczuwam coś najczęściej wtedy, gdy zbliżę zapach do nosa, to jeszcze czasami zdarza mi się mylić zapachy. Mimo wszystko ta przypadłość ma swoje zalety, bo w przypadku przykrych zapachów nie dokuczają mi tak mocno jak innym xD

Tak więc ostatnio, gdy mąż piekł warzywa z czosnkiem w piekarniku ja czułam wyraźnie zapach ryby (która jeszcze czekała na swoją kolej). Gdy wącham czerwoną herbatę czuję zapach posiekanej natki pietruszki. A Bielenda? Niby kokos i aloes, ale pachnie mi brzoskwiniami xD

Na szczęście to, że ten krem pachnie obłędnie to nie tylko moja opinia. W mojej rodzinie też zrobił furorę. Dużo bliskich mi osób zwróciło (tak jak ja) w pierwszej chwili uwagę na zapach. Reakcja była bardzo pozytywna.

Bielenda Kokos i Aloes

Ma wodę w składzie, ale…

Jesienią nie musisz jeszcze zwracać uwagi na zawartość wody w składzie. Jesień to nie zima, kiedy to kryterium jest bardzo istotne dla cery. Woda zimą cerze szkodzi. W listopadzie są pierwsze przymrozki, ale nie dokuczają tak bardzo jak w środku zimy.

To, że ten krem jest bogaty, ale nie jest tłusty ma jeszcze jedną zaletę. Dzięki lżejszej konsystencji…

Sprawdzi się pod makijaż

Pamiętasz o zasadzie doboru podkładu do bazy? Podkład na bazie wody będzie dogadywał się dobrze tylko z kremem na bazie wody. Większość podkładów drogeryjnych jest na bazie wody. Gdybyś nałożyła podkład drogeryjny na tłusty krem, prawdopodobnie zjechałby z twarzy. A już na pewno by się zrolował.

Bielenda jest na bazie wody, dzięki czemu ten problem Ci odpada. Nałóż cienką warstwę kremu pod makijaż i będzie dobrze.

Nadaje się na 3 pory roku

Ma bogatą formułę, dzięki czemu możesz go stosować przez większą część roku. Tylko zimą zamieniłabym go na inny krem. Najbardziej przyda Ci się jesienią i wiosną, kiedy cera potrzebuje mocniejszej ochrony. Latem też, choć już w mniejszym stopniu. Czasami upały są tak dokuczliwe, że ciężko jest nam sobie wyobrazić nałożenie czegoś na twarz, a ten krem to konkret. W chłodniejsze wieczory i rześkie poranki będzie jednak jak znalazł.

Bielenda Kokos i Aloes

 

No dobrze, a wady?

 

Pod względem składu to przeciętniak. Jest lepiej niż w przypadku większości kremów drogeryjnych, ale szału skład nie robi. Źle również Ci nie zrobi, bo nie ma w nim szkodliwych substancji. Mi jednak bardzo przypasował i chciałabym, by został ze mną na lata.

Druga sprawa to raczej problem z całą gamą Kokos i Aloes, niż z samym kremem. Brakuje mi lekkiego serum na lato. Są dwa kremy do poszczególnych typów cery o bogatej formule, jest maseczka i mgiełka, a brakuje właśnie czegoś leciutkiego o żelowej formule.

Pozdrawiam Cię serdecznie

Może Ci się również spodobać