Gnijąca panna młoda

Powiedziałaś „tak” i machina ruszyła. Bierzesz ślub. Im bliżej tego wydarzenia, tym więcej nerwów i wątpliwości masz jako przyszła panna młoda. Więcej spraw do załatwienia i rzeczy do dopilnowania. Narastające konflikty i niezadowolenie.
Jak nie zwariować?
Z nerwów nie możesz spać po nocach, stresuje Cię dosłownie wszystko i robisz się drażliwa. Pojawiają się coraz to nowe trudności, nad którymi nie potrafisz zapanować. A przecież wcale tak nie musi być! Weź głęboki oddech – oddaję w twoje ręce poradnik dla gnijącej ze stresu panny młodej.
Tren – piękne przekleństwo
Suknie z trenem są przepiękne i bez wątpienia jest to najlepsza okazja w życiu, by się w takiej sukni zaprezentować. Tren potrafi zdziałać cuda. Wysmukli optycznie sylwetkę, sprawi, że będziesz wyglądać po królewsku, doda majestatu. Niemniej jednak musisz mieć na uwadze dość istotny szczegół – nie wszystko, co piękne jest praktyczne. Tren może być najpiękniejszym elementem sukni, jednak może stać się także przekleństwem, które sprawi, że na własnym weselu będziesz wiecznie nieobecną panną młodą.
Domyślasz się, o czym mówię?
Na ślubie idziesz z punktu A (wejście do kościoła) do punktu B (ołtarz) w linii prostej. Tren się pięknie układa i idealnie ułożony sunie po ziemi. Tylko kilka razy wymaga poprawek w trakcie ceremonii. Natomiast na sali weselnej staje się już przekleństwem. Masz wrażenie, że goście celowo po nim depczą, bo pomimo eleganckiego podpięcia, miliona pętelek, guziczków i innych zabezpieczeń co chwilę odrywa się i musisz prosić świadkową o podszywanie trenu. Przez to prawie nie jesteś obecna na sali, bo przecież świadkowa nie będzie Ci zadzierać ton tiulu do góry i szyć sukni publicznie – każde urwanie trenu to wycieczka w ustronne miejsce, co nie zostanie niezauważone przez gości.
Czemu tak drogo? Znalazłam taniej!
Oszczędzanie na siłę jest bez sensu. Są pewne elementy, które można sobie odpuścić, ale są też takie, do których goście przywiązują wielką wagę lub przekładają się bezpośrednio na twój komfort w tym dniu – na tym oszczędzać nie powinnaś. Mam tu na myśli głównie makijaż, ale w ten temat wpisują się również buty, jakość jedzenia, muzyki, zdjęć i filmu, a to rozwinę w dalszej części wpisu. Najpierw skupmy się na makijażu.
Makijaż ślubny to temat-rzeka
Uproszczę to, jak tylko mogę. By był niezawodny, musi być wykonany profesjonalnymi produktami, których nie znajdziesz w Rossmanie oraz przede wszystkim musi być zrobiony przez profesjonalistę. Płacąc za makijaż, nie płacisz tylko za produkty – płacisz także za umiejętności wizażysty i o tym wiele przyszłych panien młodych zapomina, narzekając na wysokie ceny i szukając tańszych ofert. Tymczasem wizażysta musi kupić nie tylko drogie profesjonalne produkty, ciągle się szkolić, by doskonalić warsztat, nierzadko dojechać do panny młodej, opłacić koszty prowadzenia działalności gospodarczej, kupić środki do dezynfekcji, jednorazowe aplikatory, zdarza się, że daje klientkom w małych słoiczkach kosmetyki do poprawienia makijażu w trakcie wesela.
Patrząc na te wydatki i widząc w salonie kosmetycznym makijaż ślubny za 50zł, powinna Ci się zapalić w głowie żółta lampka. Dobry makijaż jest nieosiągalny w tej cenie. Za takie pieniądze malują amatorzy i Grażyny biznesu. Zdrowa cena za makijaż to minimum 90zł a maksimum 220zł (w zależności od doświadczenia i renomy wizażysty). Podobnie z fotografem i kamerzystą – jeśli nie chcesz skończyć z nagraniem w jakości filmów ze Śmiechu warte, lepiej dopłacić i mieć głowę spokojną – mówię to niestety z własnego doświadczenia.
Są jednak rzeczy za które przepłacać nie warto
I o tym również powinnaś pamiętać. Upominki dla gości, winietki, zaproszenia… Już widzę twoją bulwersację moimi poglądami, ale zastanów się tak na serio… Papierowe rzeczy prędzej czy później trafią do kosza. Nawet jeśli zamówisz przepiękne, ręcznie robione zaproszenia to i tak większość gości je kiedyś wyrzuci – jak nie po weselu, gdy nie będą musieli już o nim pamiętać, to przy okazji poważniejszych porządków na pewno.
Zastanów się, czy nie lepiej kupić zaproszenia za 3 złote i w miejsce zaoszczędzonych pieniędzy zaprosić jeszcze 1-2 dodatkowe osoby, na które brakło budżetu przy planowaniu listy gości. Podobnie z prezentami dla gości – nie każdy chciałby magnes na lodówkę z waszym zdjęciem. O wiele lepiej postawić na coś, co dotyczy gości indywidualnie, a jednak będzie dla wszystkich takie samo – dlatego oprócz wina i wódki proponuję dogadać się z fotografem, by zrobił zdjęcie wszystkich gości wraz z wami, wydrukował je w wolnej chwili i by goście wraz z wódką i ciastem dostawali na pożegnanie także wspólne zdjęcie na pamiątkę.
Kolor serwetek nie ma znaczenia
Przyszłe panny młode przywiązują wielką uwagę do kolorystyki i jej spójności planując ślub i wesele. W praktyce jednak kolor serwetek ma naprawdę drugorzędne znaczenie. Goście docenią estetykę wystroju, jednak bardziej dla nich będzie liczyła się zabawa i jedzenie – taka brutalna prawda. Nie przejmuj się więc tym, że kolor serwetek odbiega znacznie od koloru zaproszeń, odcień kwiatów w bukiecie jest minimalnie inny od tego na sali, a kwiaty w wazonie stoją za wysoko – to serio są detale, o których goście nie będą pamiętali.
Wybierając salę, sugeruj się własnymi doświadczeniami i opiniami znajomych. Jeśli lista gości zawiera 120 osób, poszukaj sali na 130 – w ten sposób zapewnisz komfort gościom, którzy nie będą musieli się nigdzie przeciskać i nie będą nokautowali się wzajemnie na parkiecie w trakcie tańca. Najważniejszym kryterium jest jednak jedzenie. Nawet najpiękniejsza sala nie uratuje wesela, jeśli jedzenie będzie niesmaczne. Zwróć na to uwagę przy wyborze sali. Podobna zasada ma się do zespołu – jak zespół jest dobry, to i wesele będzie dobre, bo goście będą bawili się świetnie.
Deszczowa pogoda może stać się twoim sprzymierzeńcem
Mało kto przepada za deszczem, a gdy prognozy pogody wskazują, że będzie lało, panny młode ogarnia panika. A przecież deszcz to nie koniec świata. Poproś fotografa o kilka zdjęć na dworze w trakcie wesela, gdy przestanie padać. Kolory na zdjęciach wykonanych w takich warunkach są przepięknie nasycone i żal byłoby tego nie wykorzystać. Nie przejmuj się suknią – ona i tak po weselu będzie nadawała się do pralni.
Ale jak to za długa? Była idealna!
Mam tu na myśli suknię ślubną. Może okazać się (i często tak się dzieje), że w dniu ślubu będziesz potykać się o suknię, bo będzie za długa. Tak, wiem, że będziesz ją mierzyć wiele razy, ale ryzyko i tak istnieje. Już spieszę z wyjaśnieniem. Suknia, którą zakładasz po raz pierwszy, jest bardzo ciasna. Dopiero w miarę noszenia materiał pracuje i się rozluźnia. Aby temu zapobiec, możesz założyć suknię po odbiorze i pochodzić w niej 2 godziny – wtedy powinnaś mieć już suknię idealnie dopasowaną. Ale jest jeszcze jedna pułapka. Im bliżej ślubu, tym bardziej się stresujesz. Im bardziej się stresujesz, tym bardziej chudniesz. I może się okazać, że będziesz deptać po własnej sukni, nawet jeśli wcześniej ją rozchodziłaś. Jedyne, co możesz zrobić, by spróbować uratować sytuację, to zapełnić żołądek.
Wesele bez dzieci?
Coraz częściej mówi się, że wesele to nie miejsce dla dzieci. Starsze pokolenie oraz rodzice dzieci jednak nie wyobrażają sobie bez dzieci imprezy i dlatego państwo młodzi, którzy nie mają tak pozytywnego stosunku do dzieci, są postawieni w trudnej sytuacji. Choćbyś wojowała z samym diabłem o to, żeby jednak dzieci na twoim weselu nie było, to muszę Cię zmartwić – i tak będą.
Jeśli nawet uda Ci się temat załatwić mega dyplomatycznie, że nikt nie będzie urażony i każdy się z twoimi poglądami zgodzi, to i tak może się znaleźć życzliwa osoba w rodzinie, która obdzwoni krewnych, że „mam nadzieję, że weźmiecie Brajanka, młodzi mówili, że nie mają nic przeciwko temu”. Świństwo? A jakże. Ale może się zdarzyć, że i Ciebie to spotka. Poza tym z dwojga złego lepiej wiedzieć ile dzieci będzie niż wojować z krzesłami na sali, bo ktoś jednak się namyśli i weźmie dzieci ze sobą, a wy ich nie planowaliście w budżecie.
Nerwy, nerwy…
Jeśli strach w dniu ślubu Cię paraliżuje, możesz się wspomóc. Oprócz picia meliski istnieje także taki wynalazek jak tabletki uspokajające i to one uratują Cię, jeśli herbata z melisy nie pomoże. Nie przesadzaj jednak z ilością, bo chyba nie chcesz być śniętą rybą w tym najważniejszym dla Ciebie dniu.
Spaliła mi się sala a ślub za 3 miesiące! Co teraz?
Sytuacja z mojego życia, ale może dotknąć każdą przyszłą pannę młodą. Przede wszystkim usiądź i głęboko oddychaj. To nie koniec świata – masz w końcu 3 miesiące na ogarnięcie tematu. 3 MIESIĄCE. Tyle z pocieszania. Zbierz się jednak w sobie, bo nie ma czasu na panikę. Ludzie, którzy już wiedzą, że sala się spaliła, a którzy także planowali na tej sali wesele – wszyscy z terminami na najbliższe 2 lata (wyobraź to sobie) będą szukać na gwałt nowej sali.
Bądź przed nimi! Poszukaj na szybko sal w okolicznych miejscowościach, podpytaj o najbliższe terminy i od razu umawiaj się na oglądanie sali – potem zadzwonisz ponownie, że jednak rezygnujesz, jednak w tej chwili liczy się czas. Pamiętaj, że oprócz sobót są jeszcze inne dni tygodnia – piątki, niedziele… Jeśli nie żal Ci braku poprawin, bierz niedzielę – jest chyba najmniej obleganym dniem na śluby. Organizacja wesela dzień wcześniej/dzień później po pierwotnie zaplanowanym terminie jest bardzo dobrym pomysłem. Usługodawcy z reguły mają ten dzień wolny i nie robią problemu, by wykonać usługę dzień wcześniej/później. Miej to na uwadze.
Twój brzuch – dobro wspólne
Jedną z rzeczy, które zmieniają się po ślubie, jest to, że wszyscy zaczynają obsesyjnie wpatrywać się w twój brzuch i go komentować – bo nie mogą się doczekać potomka. Musisz się do tego przygotować psychicznie. Od dnia ślubu Twój brzuch nie jest już tylko Twój – jest własnością teściów, dziadków, ciotek… (im dalsza rodzina, tym większe prawa sobie do niego rości). Nie pomogą nerwy, nie pomoże zarzekanie się, że jeszcze nie teraz albo że nie lubisz dzieci i dzieci nie będzie – na każdym spotkaniu wielkość twojego brzucha będzie obiektem komentarzy i musisz się do tego po prostu przyzwyczaić, bo jeszcze nie wynaleziono na to sposobu. Możesz tylko rzucać żartami, by unikać tematu.
Jak nie spłonąć na własnym ślubie?
I nie mam tu na myśli rumieńca. Przemyśl dokładnie ustawienie lampionów w drodze do ołtarza. Jeśli będą stały za blisko krzesełek przed ołtarzem, może dojść do tragedii. Piszę o tym, bo sama o mały włos nie stałam się żywą pochodnią, gdy tren przykrył świecę w szklanej kuli. Tylko refleks świadkowej uratował mnie przed tragedią. Dlatego apeluję, byś poprosiła o ustawienie lampionów z dala od krzesełek lub też zrezygnowała z nich w okolicy ołtarza.
Ale ja nie tańczę!
Tradycją jest, że para młoda rozpoczyna zabawę weselną pierwszym tańcem. Możesz jednak nie lubić tańczyć i uprzeć się, że jednak nic z tego i pierwszego tańca nie będzie – a to pozostawi po sobie niezbyt dobre wrażenie i goście to odpowiednio ocenią. Możesz też rozegrać całość inaczej – dogadać się z bliskimi, że robicie kilka prostych pokazowych ruchów (powolne wchodzenie na środek sali, obrót, przechył do tyłu), a po tym wstępie bliscy w parach dołączają do was, by was zakryć przed oczami ciekawskich gości. Wy się tylko bujacie, dreptając w miejscu. Aby jeszcze bardziej odwrócić uwagę gości w tym wszystkim, można dać dzieciom i kilku gościom pistolety wypuszczające bańki mydlane. Dlaczego nie spróbujesz?
Lista gości i kosmiczne wymówki
Legendarne wymówki o tym, że ktoś nie może przyjść, bo nie ma z kim zostawić psa, nie do końca są wyssane z palca. Przygotuj się na szeroki wachlarz argumentów i za każdym razem przytakuj główką, że rozumiesz i trudno się mówi – nic więcej zrobić nie możesz. Ktoś może powiedzieć komuś, że nie przyjdzie, bo chce zrobić na złość innej osobie, inny odmówi, bo ma jakieś poważne zobowiązania biznesowe pokroju zagranicznego wypadu integracyjnego z pracownikami, mając jednoosobowy sklep. Deal with that! Ktoś kiedyś powinien wydać książkę z najlepszymi wymówkami, naprawdę. Bądź świadoma, że ostateczna lista gości wyklaruje się w dniu… ślubu. Serio. Możesz mieć wszystko dopięte na ostatni guzik, winietki mogą już stać na stole, a okaże się, że ktoś nie przyjdzie, przyjdzie z dziećmi, których nie uwzględniałaś na liście gości, albo nie przyjdzie i przyśle kogoś innego na swoje miejsce, kogo nawet nie znasz.
Ratunku! Zostałam bez butów a ślub za miesiąc!
Również sytuacja z własnego doświadczenia. Może się zdarzyć, że ślub masz we wrześniu, zamawiasz buty, które renomowana firma ma Ci zrobić już w kwietniu, termin realizacji ma być do czerwca. Pod koniec czerwca dzwonisz i okazuje się, że nic z tego, bo firma wymawia się wypadkiem w transporcie. Potem ta sama firma zwodzi Cię w zasadzie do połowy sierpnia, wymyślając coraz to nowsze powody opóźnienia produkcji butów dla Ciebie:
- były zapakowane z ostatnim transportem, ale nie dotarły, sprawdzę to
- nie wiem co się stało, nie zostały zapakowane, ale pójdą z następnym transportem, powinny być za tydzień
- nie wiem co się dzieje, w fabryce mówili, że buty zostały wysłane, nie rozumiem dlaczego nie doszły, Gwarantuję, że wyślą je z następnym transportem i będą do odbioru w poniedziałek
Moja rada – nie wierz, że te buty dostaniesz. Gdybym zaufała tej firmie poszła bym na boso do ślubu, bo firma miała się odezwać już po mojej rezygnacji, jak buty dotrą do siedziby (podobno zostały zrobione i miały tylko być przewiezione przez firmę transportową) – od ślubu minęło już pół roku, a firma nadal nie zadzwoniła. Więc jeśli jesteś w podobnej sytuacji, lepiej znajdź sobie nowe buty, a tamte odpuść.
Pozdrawiam Cię serdecznie
